Zaczynam jeździć do szkoły rowerem. Od kwietnia nie wykupuje już kom karty. Wiem że późno zaczynam ale lepiej późno niż wcale ;) Na działce wpadłem na pomysł jak mogę zmodernizować starą kolarzówkę dziadka, ale powiem więcej na ten temat później ;)
Wreszcie, wreszcie, wreszcie wyszedłem na rower ;) Po ostatniej wizycie u chirurga lekarz zabronił mi jazdy przez tydzień, ale ja na wszelki wypadek poczekałem jeszcze drugi tydzień. No cóż, lepiej teraz do chirurga niż latem gdy ciepło, a operacja musiała być. Na początku miałem jechać z Pendzlem do Lidla po spodenki rowerowe, ale ktoś zrobił te zakupy za mnie ;) Więc pojechaliśmy nad Rusałkę przez Lasek Marceliński. Jedno kółeczko i powrót. Jeszcze raz dzięki Pendzel za pierwszy w tym roku wypad ;)
Najpierw praca, potem przyjemności. Tak właśnie zrobiłem ;) Pojeździliśmy z tatą trochę po lasku marcelińskim. W niektórych miejscach jest jeszcze lód, a tam gdzie go nie ma jest błocko. I to był mój plan na dzisiaj - wybrudzić się na maxa ;P Tata musiał wracać wcześniej, ale ja jeszcze trochę zostałem. Nie jeździłem zbyt długo, bo zaczął mnie gonić mały głód. Zaszokowały mnie remonty na bukowskiej. Wycinka drzew, wyburzanie domów i całe te wykopaliska:
Koło 11 pojechałem do Gumisia. Musieliśmy założyć rogi na kierownice i postanowić gdzie pojedziemy. Wypadło na Rogalin. Jechałem ja,Paweł, Gumiśi ich sąsiad Artur ;) Dalej jedziemy do Lubonia po Jarzyne. W drodze do naszego celu spotkaliśmy Tomkai jego kolegę. Oto słynne Dęby Rogalińskie:
Dalej jedziemy w stronę jeziora Góreckiego i tak... moja gleba. Nic dziwnego jak jechałem z prędkością 25 km/h, po śniegu i w dziurawym terenie. Ale wstałem, otrzepałem się i ruszyłem dalej. Na pocieszenie powiem, że nie tylko ja się wywaliłem ;) Zdjęcie jeziorka Góreckiego:
Odłączył się od nas Jarzyna, który musiał wcześniej wracać do domu i Artur który prawdopodobnie chciał go odprowadzić. Mówię ,,prawdopodobnie" bo nic nam nie mówił, że z nim jedzie ;P Dalej odłącza się Tomek, jego kolega i Paweł, który jedzie ich odprowadzić. Z Gumisiem sami wracamy do domu. Ciepła herbatka, czekam aż się ściemni i ruszam. Chciałem wypróbować moją nową lampkę przednią Kellysa. Może jest i obszerna, ale daje po oczach nieźle ;) Wracam sobie spokojnie Grunwaldzką ze średnią 19 km/h bo po co szybciej ;) Wycieczkę uważam za bardzo udaną tylko gdyby nie strasznie odmrożone palce u rąk. Oby więcej takich peletonów 7 osobowych ;)
Spontaniczna decyzja o wyjeździe ;) Dzień przed spytali mi się czy pojadę do Buku. Trochę się zawahałem bo bałem się że nie dam rady po wczorajszym. Koło 12.30 byłem po Mateusza, no może trochę po ;) O 13 z minutami byliśmy u Pawła. Mateusz musiał jeszcze wymienić klocki hamulcowe więc wyruszyliśmy koło 13.40. Jechaliśmy w trójkę: Paweł, Mateusz i słaby Ja ;) Jechaliśmy przez Konarzewo, Dopiewo do Więckowic. Trasa cały czas z wiatrem więc miałem nadzieję że cała droga do Buku taka będzie. Nie była, ale może i dobrze.. Na miejscu Paweł i Mateusz chcieli wpaść do swoich kolegów, lecz nie było ich w domu więc pojechaliśmy do Opalenicy. W drodze do Buku miałem obawy, że nie dojadę do domu, ale 15 minutowa przerwa pod Biedronką i pół godzinna u znajomych Pawła i Mateusza dała mi czas na odpoczynek. Byłem pewien, że wrócimy jak będzie jeszcze jasno więc nie brałem lampek. Myliłem się ;P Na szczęście pożyczyli mi lampkę. Buk pożegnał nas takim pięknym zachodem:
Odprowadziliśmy Pawła, który pożyczył mi lampkę przednią ;) Powrót ul. Grunwaldzką. Szczerze to wczoraj po 70km byłem bardziej zmęczony niż dzisiaj, ale karę od mamy i tak dostałem (tydzień bez rower). Muszę to jakoś przeżyć ;D Wczorajsza wycieczka była moim największym dystansem pokonanym samotnie, a dzisiejsza największym dystansem w ogóle ;P Jeszcze raz dzięki panowie za wyjazd i przeprosiny za to, że musieliście się ze mną męczyć ;)
Rano nie chciało mi się jechać, może przez tą pogodę, ale potem zapaliło się słoneczko i ochoty wróciły ;) Ruszyłem do Kórnika. Miasto jakby wymarło, zero ludzi na ulicach - wszyscy w samochodach... Teraz przeważa już zieleń na polach niż biel, ale to ponoć nie koniec zimy.
Chciałem sobie urozmaicić trochę powrót do domu więc pojechałem nad Maltę - samotnie. Drogi już bez śniegu, ale za to z dużą ilością dziur i kałuż więc jak wróciłem do domu to byłem nieźle ufajdany ;) Trasa: Głuchowo - Luboń - Drogą Dębińska - Hetmańska - Szlak koło Warty - Jana Pawła II - 1x kółko dookoła Malty - Jana Pawła II - Szlak - Hetmańska - Palacza i dom ;)
U mnie logika to wieeeelki problem ;P Przecież logiczne, że po ostatnich dniach opadów śniegu polna droga będzie nie przejezdna, lecz do mnie to nie dotarło. Na początku małe zaspy przez które dało się przejechać, lecz z każdym metrem było coraz gorzej. Parę fotek dla niedowiarków ;)
U Gumisia ciepła herbata i odpoczynek po 3 km prowadzeniu roweru. Masakra ;p Chciałem jak najszybciej wracać bo nie miałem oświetlenia, ale jakoś się zasiedziałem i jechałem po ciemku - chodnikiem ;/ Wracałem inną drogą, bo już nie chciałem jechać polną ;p
Zdesperowany kierowca, pewno zakopał się i się wkurzył ;) :
Jeździ się po prostu bosko! ;D Pojechałem do Gumisia się pochwalić i wypróbować moją Tequile. Jak na razie nie narzekam tylko gdyby amortyzator był lepszy... Na pewno wymienię siodełko, wezmę je ze starego Maxima. Parę fotek:
" title="Mój nowy rower" width="900" height="675" />